Tezy o recesji konsumenckiej są w Polsce na wyrost.
Intuicja prostej analityczki banku centralnego podpowiadała, że wielomilionowy napływ obywateli Ukrainy szukający w Polsce schronienia, a następnie ich odpływ musiały namieszać w statystykach. Ale dopiero gdy się to policzy do końca, okazuje się, że ich wpływ na nasze miary konsumpcji, sprzedaży detalicznej i produkcji sprzedanej są chwilowo wyjątkowo mylące.
🥁 Wykorzystując metodę synthetic cohort i dane dla innych krajów UE, oszacowałam ile wyniosłaby produkcja sprzedana i sprzedaż detaliczna w Polsce, gdyby napływ obywateli Ukrainy był podobny do innych krajów UE w 2022 roku. Model uwzględnia zachowanie płac, zatrudnienia bezrobocia, wydatki rządowe, eksport, import oraz oczywiście inflację.
🥁 Jeśli ktoś chciałby załamywać ręce nad ujemnymi dynamikami sprzedaży detalicznej, a już szczególnie produkcji sprzedanej, to jest o circa rok spóźniony. Druga połowa 2022 roku wygląda w danych dobrze, dopóki nie skorygujemy danych o napływ obywateli Ukrainy w 2022 roku.
🥁 Więcej! Biorąc pod uwagę odpływ obywateli Ukrainy w bieżącym roku, spadek sprzedaży detalicznej i produkcji sprzedanej „powinien być” dużo głębszy. Fakt, że nie jest wskazuje, że polskie rodziny odżywają po ciężkim ubiegłym roku.
Recesji na razie brak. Tylko inflacja z uporem straszy. 💀
Czy ten model jest doskonały? Oczywiście nie. Jak każdy model, jest tylko przybliżeniem rzeczywistości. Chodziło mi o to, żeby zrozumieć, na ile zaburzone są nasze pomiary. To normalne, że jak się widzi dynamikę konsumpcji sektora gospodarstw domowych +6.3% to każdy chce myśleć „ale ta gospodarka gna! super!”. A widząc z nagła -2.1% można się przestraszyć. Ale tak jak dane w okresie pandemii covid wszystko miały poplątane — tak duży napływ i odpływ konsumentów w warunkach wysokiej inflacji może sporo namieszać.
P.S. W pracy nad tym materiałem pomógł mi bardzo młody i utalentowany Tadeusz Furykiewicz w ramach projektu na wakacje. Serdecznie polecam tego allegrowicza 😉