Mogliście się Państwo poczuć zbulwersowani informacjami medialnymi, że najwspanialszy z prezesów naszego banku centralnego (oraz jego najbliżsi zastępcy) spowodowali w trybie pilnym (i obiegowym) zmianę uchwaly zarządu i otrzymają o kilkaset tysięcy wyższe wynagrodzenie.
Niesłusznie!
To znaczy: rozumiem, że inflacja nie jest w celu.
Konferencje są jakie są.
I choć bank ma kolejny rok kolosalną stratę, to w niczym to nie powstrzymuje wzrostu wydatków na sprawy doprawdy „rozmaite”.
A jeszcze NIK się czepia w kółko i o wszystko.
Do tego BIP nie chce działać.
I takie tam.
A tu z góry i automatycznie wiadomo, że prezes przejawia „szczególne zaangażowanie w realizację zadań z ustawy o NBP” i otrzymuje za to — poza pensją — w każdym kwartale coraz większą krotność pensji z premiami (od 3 w I kwartale do bodaj 4.5 miesięcznych pensji z premiami w IV kwartale każdego roku).
Ale prezesem (i jego najbliższymi wiceprezesami) powodowała przede wszystkim empatia! Poświęcili się!
Otóż prezes musiał podnieść swoje wynagrodzenie, by móc płacić więcej innym. Bo zgodnie z (checking notes) uchwałą zarządu NBP, limit na zarobki pracowników jest powiązany z wynagrodzeniem prezesa. No i w banku w ciągu ostatnich miesięcy pojawiły się osoby, których oddanie naszej misji jest tak głębokie a stan wiedzy tak nieskalany — że po prostu muszą (!) zarabiać więcej niż 795 tys. zł rocznie.
Ale nie niepokojcie się Państwo. Nie są to dyrektorzy żadnych departamentów. Więc żadne wrogie i bezduszne prawo nie zmusi pana prezesa do ujawnienia komu konkretnie tyle wypłaca.
Najwspanialszy z prezesów własną klatą osłania wynagrodzenia tych osób.
Dlatego nie krytykujmy tego bohaterskiego poświęcenia. Doceńmy. Pokłońmy głowy z szacunkiem.