Kluczem do ustabilizowania inflacji w tym epizodzie był, jest i będzie rynek pracy.
W nowej projekcji NBP, bezrobocie w porównywalnych horyzontach jest niższe o niemal 1 punkt procentowy, a płace nominalnie wyższe o 3.4 punktu procentowego na 2024 oraz niemal 1 punkt procentowy na 2025. Na rok 2026 (nowy horyzont) według projekcji średnia dynamika wynagrodzeń nominalnych ma wynieść 6.7%, co nie jest spójne z osiąganiem celu inflacyjnego.
Ten wynik jest w gruncie rzeczy optymistyczny, bo wynika z heroicznego założenia, że aktywność zawodowa dość dramatycznie wzrośnie (ten wskaźnik został skorygowany w odniesieniu do projekcji listopadowej o trochę, został podniesiony bardzo w porównaniu do projekcji lipcowej, i nie w oparciu o dobre odczyty z BAEL). Zakładany wzrost liczby osób pracujących przy pogarszającej się demografii ma ograniczone prawdopodobieństwo realizacji.
Przy ulżeniu presji ze strony rynku pracy, inflacja bazowa na koniec horyzontu projekcji przekracza niemal dwukrotnie cel. To oznacza, że jakiekolwiek wahania na światowych rynkach surowców błyskawicznie wynoszą nas ponownie na poziomy przekraczające cel inflacyjny.
Czy realizacja mandatu trwałej inflacji celu powinna polegać na przyzwoleniu na taką sytuację?