Skip to main content

Drugie spotkanie #Rozkminiaczy, tak się złożyło, że akurat dzień publikacji wyczekiwanych długo danych o inflacji za styczeń i luty 2023 oraz nowych wag. Ale – niewiele rozmawialiśmy o tym wątku. Dyskusję zdominowały:

1.

Brak analogii między rynkiem pracy w Polsce dziś a przy poprzednich okresach dekoniunktury. Nie chodzi przy tym nawet o poziom bezrobocia per se, a o przesunięcie ciężaru dyskusji na linii pracodawca-pracownik. Tak w danych zagregowanych, jak i na poziomie przedsiębiorstw (pełniejszy raport niedługo) siła negocjacyjna pracowników rośnie. Z jednej strony nie było tego widać w dostosowaniu płac w 2022 roku, ale z drugiej strony w zasadzie był konsensus, że spodziewamy się wysokiego nominalnego wzrostu wynagrodzeń w 2023 roku. Wygląda na niespójne? Po prostu wysoka inflacja w 2022 roku była niespodziewana, do stołu negocjacyjnego trudno było wrócić. Jest to o tyle ciekawa hipoteza, że podobne wzorce (choć tam nie po raz pierwszy) obserwuje się w USA i to właśnie wysokie tempo wzrostu płac nominalnych jest jedną z bolączek Fed.

2.

Brak analogii między Europą i Stanami jeśli chodzi o przełożenie cen producenta na inflację konsumenta. W USA spadki PPI w zasadzie błyskawicznie przełożyły się na inflację towarów w koszyku konsumenta (co innego inflacja usług). W Europie to przełożenie jest słabsze i wolniejsze, podobnie w Polsce. A towary w Polsce stanowią większą część koszyka konsumpcji. To też druga lampka ostrzegawcza dla entuzjastów legendy o dezinflacji.

3.

Brak analogii między czynnikami zwiększającymi konsumpcję i je obniżającymi. Wyobraźcie sobie Państwo, że z nagła urząd skarbowy albo ktoś przelewa na Wasze konto jakąś zauważalną kwotę (ale dużo mniej niż samochód czy wakacje rodzinne). Co z nią zrobicie? Nadpłacicie kredyt?  Dosypiecie do comiesięcznego budżetu? Odłożycie na wkład własny do nowego kredytu? Czy pandemia i wojna wraz z zawirowaniami gospodarczymi wypchnęła nas z naszych standardowych kodów postępowania? W danych sprzedaż detaliczna nie wróciła do poziomów sprzed pandemii, a rosnące ceny uszczuplają możliwości nabywcze, co wyraźnie widać w danych.  Aaaale produkcja sprzedana radzi sobie nienajgorzej, a poziom konsumpcji gospodarstw domowych się nie obniża.

Znów, nie chcę tworzyć wrażenia konsensusu – ale jest duży niepokój o koniunkturę w Polsce nie w horyzoncie 2023, a o podtrzymanie rozwoju gospodarczego w warunkach podwyższonej inflacji w latach 2024, 2025 i późniejszych. I obawa przed kolejnymi, nawet małymi szokami globalnymi. Jest dużo dobrych powodów, by rosła wydajność, ale jest też  sporo obaw.

Przypomnę, że grupa robocza #Rozkminiaczy jest jak najbardziej otwarta, osoby zainteresowane muszą dorzucić się analitycznie. Ponieważ to spotkanie zdominowały tematy niezaplanowane, to wpływ sytuacji w gospodarkach sąsiednich (szczególnie w Niemczech) na naszą gospodarkę jest na nowo na agendzie za miesiąc. Osoby zainteresowane proszę o kontakt na priv.