Skip to main content

Za nami pierwsze spotkanie roboczej grupy #rozkminiaczy. Spotykamy się z ekonomistami i analitykami, żeby lepiej zrozumieć, co się dzieje w naszej gospodarce, podyskutować o perspektywach i wymienić się doświadczeniami na temat modeli i źródeł danych. 

Wszyscy borykamy się na dziś z dużą rozpiętością prognoz (np. inflacja na koniec 2023 r prognozowana jest gdzieś między ok 4% i 12 %). Różnorodność prognoz to jednak nie jedyny problem. Ceny nośników energii i ceny administrowane (np. prąd czy ogrzewanie) zachowują się bardzo niestandardowo. Ogromną zmienność mają ceny przedsiębiorców (tzw. PPI). Przy dwucyfrowej dynamice płac w sektorze przedsiębiorstw, zaskoczenia z miesiąca na miesiąc przekraczają nierzadko 1 punkt procentowy. Nasza gospodarka jest bardzo daleko od swoich normalnych torów, co nie ułatwia ani wyważonych tez, ani odpowiedzialnej polityki gospodarczej.

Nie wiem, czy można mówić o konsensusie już na pierwszym spotkaniu i też nie chciałabym się wypowiadać w imieniu innych uczestników. Z mojej perspektywy najważniejsze wnioski są następujące:

1.

Hasło „dezinflacja” wydaje się nieco przereklamowane. Średnioroczna inflacja w 2022 roku wyniosła ~14.3%, podczas gdy prognozy na 2023 r, nawet te bardziej optymistyczne, wskazują na średnioroczną inflację na poziomie ok 11-12%. Może – szczególnie przy bieżącej polityce pieniężnej i fiskalnej – jest to miś na miarę naszych możliwości, ale wewnętrznie nie rozumiem w ogóle hype na hasło „dezinflacja”.

2.

Ceny regulowane mają coraz większy wpływ na miesięczne odczyty najczęstszej miary inflacji, czyli tzw. CPI. To zdanie ma w sobie dwa sensy. Pierwszy, to że coraz więcej istotnych dla gospodarki cen jest w praktyce regulowanych (dotąd dotyczyło to tylko tzw. cen administrowanych, tymczasem coraz trudniej modelować zachowanie cen także innych składników koszyka konsumpcji, bo tak narodowe monopole jak i firmy węzłowe w wielu sektorach gospodarki mogą strategicznie podchodzić do zmienności cen w czasie). Drugi, to że różnego rodzaju instrumenty (już ogłoszone i niechybnie się pojawiające) będą nakładały na GUS konieczność dość dyskrecjonalnego traktowania niektórych cen w koszyku konsumenta.

3.

Przy utracie wartości informacyjnej przez CPI, rośnie rola wskaźnika nazywanego inflacją bazową, a nawet superbazową (? supercore w każdym razie). Ta miara pomija niektóre istotne dla gospodarstw domowych ceny (np. żywności i nośników energii), ale w większym stopniu odzwierciedla przebieg procesów cenotwórczych w gospodarce, czyli faktyczne momentum inflacji. To jest w tym sensie przysłowiowa zła wiadomość, że niemal wszyscy analitycy wskazują, że w 2023 roku inflacja bazowa będzie w dryfie poziomym, o żadnej poważnej dezinflacji nie ma tu mowy.

4.

Komunikacja będzie coraz trudniejsza. Inflacja bazowa jest trudniejsza do zakomunikowania niż CPI, ale jest jeszcze drugi, istotniejszy powód: ogromną rolę odgrywać będą tzw. efekty bazy (zbieżność pojęć jest tu przypadkowa i występuje po polsku, bo mowa o „base effects” oraz o „core inflation” albo „supercore inflation”). Podaję przykład, żeby zilustrować, o co chodzi.

Wyobraźmy sobie, że „prawdziwa” cena jakiegoś produktu wynosi 100 zł. Wyobraźmy sobie dalej, że w 2022 roku, z dowolnego powodu (każdy ma swój ulubiony, gdzieś między globalne łańcuchy dostaw, wojna, błędny policy mix w Polsce, wszystko jedno) cena tego produktu wzrosła do 150 zł, dając inflację na tym produkcie rzędu 50%. Wreszcie, wyobraźmy sobie dalej, że w 2023 roku z dowolnego powodu (znów, każdy może mieć swój ulubiony między: globalna dezinflacja, opóźnione oddziaływanie podwyżek stóp procentowych z 2022 r, spowolnienie gospodarcze, spadek realnej siły nabywczej konsumentów, gorszy sentyment konsumencki, itp.) cena tego produktu obniży się do 120 zł. W relacji do 2022 roku, odnotujemy spadek cen o 20%, choć w relacji do 2021 roku, cena jest nadal o 20% wyższa. Efekt bazowy to obniżenie inflacji o te pierwsze 20%. To jest właśnie osławiona i wyczekiwana przez wielu dezinflacja. Ale stać nas na zakup takiej samej ilości tego produktu tylko jeśli nasza moc nabywcza wzrosła o pełne drugie 20%, w przeciwnym przypadku zbiednieliśmy.

5.

I tak dochodzimy do rynku pracy, bezrobocia i płac. Przy tak wysokiej inflacji, jak w latach 2022 i 2023 – jakieś dostosowanie po stronie płac będzie musiało nastąpić, w interakcji z popytem na pracę i malejącą podażą pracy. Lepiej lub gorzej rozpoznane niedoskonałości danych nabierają coraz większego ciężaru gatunkowego przy interpretowaniu krótkookresowych trendów. Można trudny problem sobie uprościć i udzielić odpowiedzi „prawie” na to pytanie, na które byśmy chcieli i pewnie czeka nas tych pozornych odpowiedzi wiele. Ale zachowanie płac, zatrudnienia i bezrobocia w najbliższym roku czy dwóch jest na dziś żeglugą po słabo rozpoznanych wodach.

Grupa robocza #Rozkminiaczy jest jak najbardziej otwarta, osoby zainteresowane muszą dorzucić się analitycznie. Tematem najbliższego spotkania będzie wpływ koniunktury w gospodarkach sąsiednich (szczególnie w Niemczech) na naszą gospodarkę. Osoby zainteresowane proszę o kontakt na priv.

Joanna Tyrowicz