Zaproszenie ze strony dziennikarzy to zawsze zaproszenie do ROZMOWY. Dziennikarze decydują się poświęcić swój i Państwa czas i ROZMAWIAMY. Dziennikarze przychodzą z pytaniami, a moja praca polega na tym, żeby nie zmarnować czasu Państwa i moich rozmówców. Czyli: spróbować zrozumieć te pytania i na nie odpowiedzieć.
W rozmowie nie jesteśmy przeciwnikami. To nie ring, nie ma sporu (przecież rozmawiamy!). Temperamenty mamy różne, więc czasem rozmowa ma wyższą temperaturę, ale wspólnie tworzymy coś, co ma być wartościowe w treści i atrakcyjne w formie dla czytelników, słuchaczy i widzów.
Tym bardziej mnie dziwi, gdy po niektórych takich rozmowach, niektórzy odbiorcy rzucają się komentować, kto kogo „zaorał”. Krytykę moich wypowiedzi rozumiem jako motywację do budowania jaśniejszej, bardziej przekonującej argumentacji. Krytyką dziennikarzy jestem autentycznie zszokowana. Przecież dziennikarze nie są zawodowymi ekonomistami, nie pracują w nauce, swój czas zawodowy poświęcają na co innego niż ja. Siłą rzeczy oni pytają, a ja odpowiadam. Nikogo nie egzaminuję, bo to nie sesja, tylko ROZMOWA. Zresztą, jaki w ogóle byłby cel takiego egzaminu? Co Państwu po tym, że Waszym zdaniem ktoś zdał albo nie? Przecież cały sens mediów, to przekazać coś Wszystkim Państwu… mówiąc do siebie nawzajem.
Pomyłki się zdarzają. Gdybym tylko miała 1 zł za każdą sytuację, gdy eksperci powiedzieli o tym czy innym prezesie NBP „ szef rady”… Tymczasem jest aż i tylko prezesem NBP, RPP przewodniczy, ale nie jest naszym szefem. Nawet jeśli to przejęzyczenie ma pewien ciężar gatunkowy – przynajmniej dla mnie ma – to z pewnością nie jest to powodem, by odsądzić kogokolwiek od czci i wiary.
Inny przykład. Wiele osób autentycznie nie wie, czym jest inflacja bazowa. Przez circa dekadę inflacji nie było prawie w ogóle, więc nie była tematem (bazowa, czy inna). Obecna sytuacja zmusza wszystkich do intensywnego kursu, rodzi emocje tam, gdzie potrzebna jest wiedza i spokój. Nagle „tematem” staje się materiał bardzo techniczny, czyli projekcja inflacji. OK jest pytać, co z niej wynika. OK jest nie rozumieć odpowiedzi, gdy któreś z nas się zapomni i wejdzie z rozpędu w slang. OK jest dopytywać, gdy (nie specjalnie przecież!) zaczynamy „płynąć”. Przecież naprawdę nie jest oczywiste, czy gdy mówię, że założenia projekcji są optymistyczne, to należy się cieszyć czy płakać (przepraszam za takie niejasności, naprawdę nie są celowe!). Mówmy do siebie nawzajem.
Joanna Tyrowicz
P.S. Odpisuję miesięcznie na 700-800 maili od słuchaczy, widzów i czytelników. Często z początku krytyczne i pełne emocji, stopniowo przeradzają się w rzeczowy dialog. Obiecuję odpowiadać na wszystkie, nawet najbardziej krytyczne głosy (o ile tylko to pomoże cokolwiek wyjaśniać).